W cieniu palm

Już za czasów króla Jana III w wilanowskich ogrodach znajdowały się figarnia i pomarańczarnia. Także i dziś w parku przy pałacu króla Jana III podziwiać można egzotyczne gatunki roślin. Wystawiane w donicach do ogrodu w ciepłych miesiącach cieszą oczy i pozwalają poczuć klimat dalekich stron. Do ogrodu przy Oranżerii wróciły właśnie okazałe daktylowce. Kołysane wiatrem ich postrzępione, pierzaste liście tworzą osobliwe wzory na alejkach.

Liście daktylowców wyglądają jak strusie pióra. Intensywnie zielone liście bananowców również są wydłużone, lecz mają niepodzieloną blaszkę. Wilanowskie okazy nie są jeszcze zbyt duże, więc by cieszyć się ich cieniem, trzeba byłoby przykucnąć, co szczególnie polecam młodszym gościom ogrodów, wszak nie co dzień można cieszyć się cieniem tej egzotycznej rośliny.

Podobne kształtem, lecz zupełnie inne w odcieniu są liście strelicji, zwanej rajskim ptakiem. Skąd ta nazwa? Proszę tylko spojrzeć, jak dumnie wyciąga szyję, niczym zachwycony własnym pióropuszem afrykański koronnik szary, dawniej nazywany żurawiem koronisatym.

Zupełnie inny kształt mają liście figowca pospolitego. Są głęboko powcinane, w zarysie zaokrąglone. Wśród nich wypatrzeć można drobne, zielone, dopiero co rozwijające się owoce.

Owoce rozwijają się także na drzewkach cytrusowych, których cały gaj w pięknych białozielonych donicach stanął na górnym tarasie ogrodu włoskiego.

W upalny dzień, wędrując wśród egzotycznych roślin, można rzeczywiście poczuć się jak w tropikach. Jak dobrze, że w ogrodzie przy Oranżerii odpocząć można przy fontannie.

Praca w ogrodzie

Dawno, dawno temu w królewskim ogrodzie królewscy ogrodnicy pielili, sadzili, podlewali, strzygli żywopłoty, grabili ścieżki. Przyszedł wiek XXI i w muzealnym parku muzealni ogrodnicy pielą, sadzą, podlewają, strzygą… W dobie automatyzacji, robotyzacji, cyfryzacji, maszyn na szczęście wciąż trudno się obejść bez pracy człowieka. Choć w opiece nad ogrodem pomocne są elektryczne i spalinowe narzędzia, pojazdy, nowoczesne technologie, troskliwej ręki ogrodnika i czujnego spojrzenia na rozlicznych etapach pracy nie sposób zastąpić. Sezon wegetacyjny w pełni, bujnie rozwijają się ozdobne nasadzenia, ale tak samo bujnie rozwijają się też tak zwane chwasty. Choć często także urodziwe, jak mniszki, to z różnych powodów niekoniecznie są pożądane na ozdobnych parterach kwiatowych. A że wilanowskie ogrody to miejsce, gdzie kultura spotyka się z naturą, a czas nieraz magicznie się zakrzywia, to bywa, iż całkiem współczesne chwasty są wyrywane przez osobliwie wyglądających królewskich ogrodników i ogrodniczki. Sprawiają oni wrażenie, jakby zeszli wprost z obrazu. Muzealna wolontariuszka Ewa Behrens uwieczniła ich pracę. Zapraszam do obejrzenia fotogalerii.


Ogrodniczka z wiadrami na nosidle. Z inwentarza ogrodu włoskiego z roku 1729 wiemy, iż w okolicach pałacu znajdowały się „studnie z drzewa dębowego, budowane w kwadrat z wałem do ciągnienia wody, łańcuchem żelaznym z kubłem dębowym, w obręcze żelazne okutym”, a także „studnia przy murze na ulicy murowana wewnątrz, a z wierzchu kamieniem marmurowym obwiedziona”. Wodę ze studni nosić trzeba było wiadrami, rośliny wymagały podlania, zwierzęta gospodarskie zaś napojenia.


Kolorowe kruszywo na rabatach i parkowe alejki także wymagają pielęgnacji.


Pielenie, pielenie, pielenie, chwasty, chwasty, chwasty… Tak jak kiedyś, tak i dziś spędzają sen z powiek ogrodników.